Kciuk wgniata papierosa w czarną popielniczkę, rozsypując popiół po szklanym stole. Źrenice, na przekór zaciśniętym wargom, poszerzają się, skanując moje ciało.
– A więc przyszłaś tutaj, Adrianno, ponieważ słyszysz myśli innych ludzi? Dobrze rozumiem?
Porcelanowy kot macha pieprzoną porcelanową łapą. Jednostajny świst doprowadza mnie do szału, choć jestem w tym gabinecie niespełna pięć minut.
– Doskonale – odpowiadam.
Fotel się zapada. Czuję, jakby wchłaniała mnie wyżłobiona dziesiątkami dupsk psycholi dziura. Terapeuta stuka piętą o posadzkę. Zaraz wybuchnie mi głowa. Zatykam uszy, usiłując schować się choćby na jeden oddech w Dźwiękochronie.
– Zacznijmy od początku. Kiedy to się zaczęło?
*
Jechałam nadmiejską koleją.
Zmęczona po trzygodzinnej aktualizacji wszczepu. Spoglądałam przez szybę na wierzchołki szklanych wieżowców. I robiłam to, co zawsze w trasie. Zaciskałam zęby tak mocno, aby dźwięk pojazdu był choć odrobinę znośniejszy. Pięściami stukałam w głowę, żeby ta uwolniła się od hałasu. Zamykałam oczy, by udawać, że harmider nie istnieje. I wówczas usłyszałam głos mężczyzny.
Dłużej nie dam rady. Mam dość tego życia!
Niepewnie uchyliłam powieki. Ból udał się na przerwę, zwalniając miejsce fascynacji. Widziałam przekrwione oczy, tłuste włosy, smutek wyrysowany na twarzy. I wiedziałam, że słyszę myśli człowieka siedzącego naprzeciw.
Niech to szlag, naprawdę to dzisiaj zrobię!
Krzyk przeszył całe ciało, dlatego wyrzuciłam fascynację na pierwszym przystanku, jak pasażera na gapę, wpuszczając powtórnie ból, który zawsze ma we mnie miejsce, mimo że nie posiada biletu ani zaproszenia.
*
– Pamiętasz numer aktualizacji, którą wówczas przyjęłaś?
– Chyba 12A – odpowiadam, wiercąc się nerwowo.
– Rozumiem, czyli najnowszą. Sprawdza się już ponad dwa lata.
Odpala fajkę. Zgrzyt zapalniczki. Kot machający łapą. Stuk pięty o posadzkę. Zaciskam palce na podłokietnikach, wbijam paznokcie w materiał.
– Korzysta z niej dziewięćdziesiąt procent populacji, więc nie w aktualizacji tkwi problem – stwierdzam, choć może nie powinnam podważać jego autorytetu. Ale mam to gdzieś.
– Opowiedz, Adrianno, o innej sytuacji. Takiej, która wpłynęła na twoje życie.
Wiele się ich nazbierało. Nie ma gorszego przekleństwa, niż myśli innych ludzi.
Dobrze się o tym przekonałam.
Niejeden raz.
*
Uprawialiśmy seks.
Piąta rocznica ślubu. Domek w górach. Wypity alkohol tłumił nieco dźwięki, choć to tak jakbym zamiast stu papryczek chili wsadziła do ust dziewięćdziesiąt dziewięć. Niby powinno mniej palić, a jednak nie ma różnicy.
Halny bez pardonu łomotał w ściany, jakby za wszelką cenę chciał nam przeszkodzić.
Albo ostrzec mnie przed tym, co miałam usłyszeć.
Momenty rozkoszy były ulotne, przegrywały z wewnętrznym bólem. Mimo wszystko starałam się poddać chwili. Sapanie, skrzypiące łóżko, jęki. Wiatr. I myśli męża, które usłyszałam po raz pierwszy.
Udaje, że jej przyjemnie, a ma minę, jakby była tu za karę. Ale mnie to wkurwia! Przecież się staram! Chciałbym kochać się teraz z Magdą. Ona potrafi zadowolić faceta…
*
– Pozwolisz, doktorze, że na tym zakończę.
Oczy się szklą, choć przecież nie zapraszałam łez. Przecieram powieki i skupiam się na zagadkowej twarzy terapeuty.
– Jak to jest z tymi dźwiękami, Adrianno? Dlaczego sprawiają taki ból i od jak dawna doświadczasz czegoś podobnego? – pyta, opierając brodę na splecionych palcach.
– Od urodzenia. Nadwrażliwość słuchowa. Niektórzy łączyli to z nerwicą. Matka miała to gdzieś, więc nie pracowałam nad tym, ale do dziś pamiętam, jak waliłam główką o ścianę. Teraz też mam ochotę to robić, ale jestem już dorosła i nie wypada, prawda?
Doktor nie odpowiada. Przenosi wzrok na ekran monitora. Marszczy brwi. Myśli. Intensywnie. Długo. I mimo, że bardzo chcę teraz go usłyszeć, niestety nie działa to na zawołanie.
Dlaczego te ptaki tak głośno świergocą!?
Dźwięk wysłanej wiadomości.
– Przepraszam, musiałem pilnie przełożyć jedno spotkanie. Mam ostatnią prośbę, Adrianno. Opowiedz proszę o sytuacji, która była dla ciebie najboleśniejszym przeżyciem. Oczywiście w kontekście usłyszanych myśli.
– A czemu ma to niby służyć? – pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi.
Wyrzucę to z siebie, niech mu będzie. A potem stąd wyjdę i już nigdy nie wrócę.
*
Odwoziłam Marysię.
Po rozwodzie mi ją zabrali, bo zrobił wszystko, abym została uznana za wariatkę. Wywalczyłam weekendy.
Zatrzymałam się przed domem. Stanęłyśmy przy bramie. Kucnęłam, przytuliłam ją mocno. Starałam się nacieszyć córką na zapas, choć wiedziałam, że nie jest to możliwe. Nagle przeleciał nad nami transportowiec. Huk sprawił, że się wzdrygnęłam, prawie upadłam. Marysia powiedziała wówczas:
– Mamo, wiem, że boisz się głośnych dźwięków. Mam dla ciebie super radę. Jak tylko hałas cię atakuje, schowaj się w Dźwiękochronie.
Uśmiechnęłam się i zapytałam córkę:
– Kochanie, jak wymyśliłaś coś tak wspaniałego?
Wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
– Pomyślałam sobie, że skoro spadochron chroni przed spadaniem, to Dźwiękochron może cię ochronić przed dźwiękami.
Pocałowała mnie i ruszyła w stronę drzwi. I wtedy usłyszałam jej myśli.
Jak to dobrze być znowu w domu. Z mamą jest fajnie, ale przecież nas zostawiła, więc nie do końca ją lubię. A tatusia kocham najmocniej na świecie.
*
– Teraz widzisz, doktorze, z jakim przekleństwem przyszło mi żyć?
Drzwi otwierają się z trzaskiem. Chcę się obrócić, ale w fotel brutalnie wgniatają mnie czyjeś łapska. Goście w granatowych mundurach rozchodzą się po gabinecie.
– Przekleństwo? Adrianno, prawdopodobnie dokonałem odkrycia, przy którym koło czy pismo to nic nieznaczące dla ludzkości drobiazgi.
Szarpię się, ale wielkie dłonie tylko pogłębiają uścisk.
– Co to ma być!?
Doktor opiera pięści o blat.
– AI, wysłuchawszy twych historii, dała jasną diagnozę. Wyjątkowo mocna nadwrażliwość dźwiękowa w połączeniu ze wszczepem mózgowym najnowszej generacji sprawiła, że do twojego umysłu dociera to, co emitują wszczepy innych ludzi. A przecież te przetwarzają między innymi myśli. Czy zdajesz sobie sprawę, jaką moc posiadasz, i co ludzie będą w stanie oddać, aby uzyskać na nią przepis?
Patrzę na porcelanowego kota. W pierwszym ułamku sekundy chcę walnąć najbliższego żołnierza w łeb, w drugim pragnę rąbnąć w twarz terapeutę, ale w trzecim wpadam na inny pomysł.
Wyrywam się i sięgam po figurkę. Roztrzaskuję ją o kant biurka. Przytykam do krtani ostry fragment bez kociej głowy i mówię:
– Mam lepsze pytanie. Ile warte jest największe odkrycie w dziejach świata? Mam nadzieję, że wystarczy na wynajęcie najlepszego prawnika, żebym mogła odzyskać córkę. Pomnóż to jeszcze razy tysiąc. Wtedy przemyślę, czy chcę być obiektem doświadczalnym. W innym przypadku dobrze wiesz, że nic mnie na tym świecie nie trzyma.
Nareszcie w gabinecie nastaje zupełna cisza, uwolniona z łapy porcelanowego tyrana.
Przerywa ją dźwięk przelewu przychodzącego, ale Dźwiękochron jest w tym przypadku zupełnie zbędny.