Na ekranie nowiutkiego telewizora leciał przepis-video. Do kamery mówiła atrakcyjna kobieta o związanych włosach.
– Moi drodzy, dzisiaj zrobimy prosty przepis, który zapewni wam solidną porcję białka. Nada się: na śniadanie, na obiad, kolację. – Wyliczała na palcach. – Okej, w takim razie przejdźmy do składników.
Potrzebne nam będą: serek wiejski, mąka, mozzarella, passata pomidorowa, jaja od szczęśliwych kur…
Jajko wylądowało na ekranie.
– O, stara, dziećmi rzucasz? – zapytała Kokolina. – Ostro…
– A co!
– Dobra, to ładujemy.
Rwetes i latające jaja wypełniły kurnik.
– Eee, spokój, spokój!!! – wydarł się opiekun kurnika i zaraz wypadł z pomieszczenia pod naporem kanonady.
Gdy jajeczna zawierucha ucichła, kury rozkokosiły się kompletnie.
– Hahaha!!! Dobry pomysł! Widziałaś jego minę???
– Tak! Hahaha!!! Aleśmy go wy-kurzyły!
– Wy-kurzyły, hahaha!!! Dobre!!! Teraz będzie spokój do jutra.
– No! I świetnie! Skoro nie da się stąd wyjść, to możemy przynajmniej porobić sobie z nich jaja!
– A gdzie ty chcesz iść, Jajanna? – spytała Kokolina, ocierając łezki.
– Co? Nie, nigdzie. – Machnęła skrzydłem.
* * *
Opiekunowie, nauczeni przykładem, przestali oglądać własne materiały na telewizorach. Z powrotem leciało KokoTV, Na Grzędzie, w-jajo-mości…
Tego dnia rozrywka miała wejść na nowy poziom. Dwóch opiekunów ostrożnie weszło do kurnika. Panowała cisza.
– Widzisz, Jajanna? Czują respekt – powiedziała Kokolina do koleżanki z gniazda obok.
Majstrowali coś przy telewizorze.
– Ciekawe co te debile znowu wymyśliły… – odparła Kokolina.
Ze wszystkich 16 głośników zestawu kina kurnikowego popłynęła nastrojowa muzyka czołówki. Kury jeździły samochodami, przeżywały romanse… Słowa piosenki brzmiały: “Ko, ko, koo~ koo~. Ko, ko, koko, ko”. Pojawił się tytuł: “K jak Kurnik”.
Opiekunowie spojrzeli kątem oka na reakcję.
Cisza.
Po chwili podniosła się kurza wrzawa.
– Podoba im się! – powiedział jeden do drugiego.
Ale ludzie nie rozumieli mowy kur. Towarzystwo piało nie z zachwytu a ze śmiechu.
– Hahaha!!! No mówiłam, debile, idioci, barany!!!
– Hahaha!!! Patrz na nich, myślą, że nam się podoba!!! Co oni niby wiedzą o byciu kurą?!
* * *
Kokolina i Jajanna korzystały ze spa na siódmym piętrze kurnika. Leżały w maleńkich jaccuzzi. Słabe, ciepłe światło wypełniało pomieszczenie.
– Nareszcie relaks. Ile można wysiadywać? – zaczęła Jajanna.
– O tak, należy nam się, kochana.
Westchnęły synchronicznie.
– Mówisz, że sprzedają nasze jaja pod nazwą “od szczęśliwych kur”?
– Nieźle, co? – odparła Kokolina.
– A skąd oni wiedzą, że jesteśmy szczęśliwe?
– No mają jakieś pomiary, wskaźniki… – Zamyśliła się. – I im wychodzi, że jesteśmy.
Jajanna milczała chwilę.
– Żarty! Nie podoba mi się to – powiedziała.
– Ale nabywcy jajek już tak. Myśli, że płaci na nasze szczęście… i przez to jego zadowolenie wzrasta.
* * *
Podobno mieli zwiększyć przydział kogutów. Wcześniej był to jeden kogut na dziesięć kur. Teraz miało być po jednym na każdą! No, luksus! Kto by chciał używanego koguta?!
– Ta…, żeby im wskaźniki skoczyły – mówiła Jajanna. – Ja myślę, że powinnyśmy dostać co najmniej po trzy koguty. Wiecie, dziewczyny, jeden cię w-kukuryku-rzy, to go wymieniasz na innego.
Koleżanki przygdaknęły.
Siedziały na piętnastym piętrze, na sztucznej łące. Ściany i sufit zbudowano z ekranów – pierwsze wyświetlały pagórkowate, zielone łąki, a drugi, symulował pogodne niebo. Tylko ziemia i trawa były autentyczne. Można było grzebać do woli.
Jedna z kur zmieniła temat:
– Odważna akcja z tym rzucaniem dziećmi, Jajanna.
Przywołana rozłożyła skrzydła w geście niewinności.
– Wiesz, gdyby się wykluło, to nie miałoby wcale szczególnie lepszego losu
– To znaczy?
– Cóż… Popatrz: część jaj idzie na hodowlę, na świat przychodzi pisklak. Jeśli to kurka, to pewnie dadzą ją do kurnika, żeby niosła. Gorzej, jeśli wykluje się kogucik…
– Co z nim…?
– Wszystkie pisklęta trafiają na taśmę. Tam oddziela się kurki od kogucików… a koguciki idą do maszyny, która mieli je żywcem! To taka wielka śruba… Tysiące, setki tysięcy kogucików dziennie! Są zbędne, dlatego je mielą.
– Kurcze mać!
– Tak – przyznała – więc używajcie sobie, koleżanki, bo nie wiadomo, co człowieki zrobią, kiedy to my przestaniemy być przydatne. Teraz możemy uprawiać tu Epi-kure-izm, ale kto wie…
* * *
– Ty nie ściemniasz, Jajanna, z tymi kogucikami? – zapytała Kokolina, przyciszonym głosem.
– Nie.
– Skąd ty wiesz takie rzeczy?
Rozmawiały przyciszonym głosem. Wszystkie kury spały, panował półmrok.
– Bo pochodzę z biednej farmy. Nie zostałam specjalnie wyselekcjonowana do tego kurnika. Dopiero później mnie tu sprzedano. Tuż po wykluciu się sama trafiłam na taśmę. Jechałam prosto do śruby… Poszłam na sprzedaż, a moich trzech braci na przemiał.
Kokolina milczała.
– Nigdy tego nie zapomnę… – ciągnęła. – Dlatego tak nie leżą mi “jaja od szczęśliwych kur”. Zresztą pracujemy dla takich samych, jak…
Tej nocy śniła o farmie, wyposażona w miernik strachu, śruba mieliła zbędnych człowieków. Tę papkę zamykano w plastikowe opakowania i sprzedawano.
* * *
Na piętnastym piętrze likwidowano ukryte gniazda.
– Niosą tutaj przez instynkt macierzyński. Chcą zostawić sobie chociaż jedno. A ja po prostu, bo lubię w-kurzać człowieków. – Jajanna szeptała do Kokoliny. – Patrz na to.
Człowiek szedł, schylony, wypatrywał gniazd i jajek. Jeszcze nie wiedział, co się święci.
Jajanna odczekała chwilę i skoczyła na głowę opiekuna. Ten krzyknął, stracił równowagę i upadł w przód.
Podniósł głowę, a twarz miał w mieszance kurzych ekskrementów i jaj.
– Hahaha!!! Szykowałam tę zasadzkę przez trzy dni!!! – Jajanna rozkokosiła towarzytwo.
Człowiek wstał i próbował bezskutecznie kopnąć jakąś kurę.
– Nie, pierdolę to, pierdolę, kurwa, tę robotę!!!
Inny człowiek przybiegł go uspokoić.
– Nie, spierdalam stąd!!! – ciągnął. – Nic dziwnego, że wszyscy się zwalniają! Te kury są jakieś pokurwione. – Piętro rozkokosiło się na dobre. “PO-KUR-WIONE!!! DOBRE!”. – Zresztą ta firma i tak niedługo jebnie, słyszałeś, co mówili!
Człowieki wypadły ze sztucznej łąki i zostawiły otwarte drzwi. Teraz była szansa!
– Bierzcie jaja, dawajcie, gonimy ich!!! – krzyknęła Jajanna.
“Ale dokąd?” – przemknęło przez myśl Kokolinie. Zaraz jednak wzięła nieco amunicji i pobiegła za tłumem.
W tym akcie spontanicznej radości uczestniczyła ponad połowa drobiowego kolektywu. Pojedyncze stadka siały chaos w całym budynku. Rozkokosiły się przestrzenie do tej pory zamknięte dla kur – stołówka była pod koniec cała w jajach, dyrektorowi nasrano do kapci, a pracownikom HR do szuflad z dokumentacją. Uszkodzone zostały liczne sprzęty elektroniczne, w tym skrzynka z bezpiecznikami – napchano do niej trzydzieści dziewięć jaj, co wywołało usterkę sieci elektrycznej.
Po czterech dniach złapano wszystkie kury i umieszczono z powrotem w przestrzeniach dla kur przeznaczonych.
– Tylko gdzie Jajanna? – pytały kury.
Kokolina znała odpowiedź. Echem powracała ich nocna rozmowa, w której – pierwszy raz – nie było miejsca na żarty. Inne pewnie dziwiłyby się na wiadomość o ucieczce. Ona – rozumiała.