Bogusław miał bardzo religijną matkę. Znała na pamięć całą Biblię, dużo się modliła, nie grzeszyła. Można powiedzieć, że całe jej życie było świadectwem i to takim z paskiem. Jedynym niepasującym elementem, zagiętym rąbkiem świadectwa, dziurką po papierosie w papierze, brzydkim zapachem taniego druku, okazał się właśnie Bogusław. Może dlatego matka oddała Bogusława ludziom z Kolejki.
Czym jest Kolejka? Zacznijmy do tego, że filozof i analityk biznesowy Adam Iwański zebrał wizje proroków, przenajświętsze pisma, relacje, wywiady dotyczące ponownego przyjścia Chrystusa na ziemię i określił dokładne miejsce, w którym objawi się Zbawiciel. Wypuścił do internetu podsumowanie swoich przemyśleń oraz geograficzne współrzędne. Wkrótce pojawili się pierwsi wyznawcy. Z początku nieśmiało, pokornie jak baranki, zaczęli zajmować miejsca w oczekiwaniu na pojawienie się swojego Pasterza. Kolejka.
Wierni zajęli pozycje w miejscowości Bogusławice, w Wielkopolsce, pomiędzy Kaliszem, Turkiem, a Koninem. Nie pracowali, nie przemieszczali się, nie spotykali z rodziną czy z przyjaciółmi; czekali w kolejce, ciągle w tym samym miejscu, co najwyżej nieznacznie się przesuwając w drepczącym milczeniu.
Bogobojni biznesmeni finansowali zapasy dla wspólnoty, a wszelkie problemy logistyczne rozwiązywał niezastąpiony Adam Iwański, angażując pracowników swojej korporacji oraz korzystając z wszelkiej maści wolontariuszy. Sam Adam jednak nie był członkiem wspólnoty, nie stał w kolejce, co więcej, nigdy nawet nie pojawił się osobiście w Bogusławicach, żeby powiedzieć "cześć" przyciągniętym przez swoje rewelacje akolitom. Nikt nie wiedział dlaczego.
Grupa składała się z mężczyzn oraz kobiet w różnym wieku. Były także dzieci, najmłodszym był właśnie Bogusław. Wspólnota przyjęła go z radością, wierni wyobrażali sobie Jezusa, który przychodzi i gładzi dziecięcą główkę z dobrotliwym uśmiechem. Niemowlak stanowił gwarancję dobrych relacji ze Zbawicielem, jak ściskany w ręku bilet na ulubiony koncert czy zielony kamyk, nieodłączny towarzysz podróży pociągiem.
Wprawdzie opieka społeczna zdawała się mieć pewne wątpliwości, związane z wychowaniem szkraba przez niemobilnych kolejkowiczów, ale wielokrotne kontrole nigdy jakoś nie zakończyły się decyzją o odebraniu dziecka. Bogusław miał okrągłe, rumiane policzki, podszczypywane przez kolejkowiczów, najlepsze jedzenie, finansowane przez Adama i jego sponsorów, a nawet ubrany był w szwedzkie ciuszki dla niemowląt, które zdawały się w oczach inspektorów ostatecznie rozwiewać wątpliwości związane z zaniedbaniami w opiece nad maluchem. Ten zaś, wydawał się zadowolony, zajął miejsce na końcu kolejki, podtrzymywany jeszcze przez przyjazne ręce, aby wraz z upływem lat stanąć dumnie wyprostowanym w oczekiwaniu na Zbawiciela.
A lata mijały szybko. Wkrótce szkoły z Kalisza, Turku i Konina zaczęły rywalizować o możliwość nauczania Bogusława. Wspólnota podjęła decyzję, żeby poczekać na kolejne oferty. Ośrodki edukacyjne z innych miast w Polsce także złożyły propozycje, pojawili się nawet wysłannicy szkół zagranicznych. Ostatecznie, po konsultacjach mailowych i telefonicznych z Adamem, postawiono na edukację wewnętrzną, dzieckiem zajęli się po prostu ludzie z kolejki. Istniało zbyt duże ryzyko skazy na tym drogocennym klejnocie, pojawienia się rysy, którą w elastycznym i podatnym na wpływy umyśle dziecka może wyżłobić zewnętrzny świat, agresywnie wchodzący z brudnymi buciorami w ludzkie wnętrza, rugując z nich wszelkie wartości.
Nauka skupiała się głównie na Bogu, a wydarzenia religijne były kontekstem poznawania świata. Bogusław uczył się czytać na Księdze Rodzaju; biologia i geografia opierała się na opowieściach o wężu, jabłku, arce Noego oraz ucieczce z Egiptu; fizyka opisywała zjawiska takie jak rozstąpienie się morza przed Mojżeszem, zburzenie murów Jerycha czy chodzenie po wodzie przez Jezusa.
Jednocześnie Kolejka cały czas się wydłużała, przybywali nowi wierni w różnym wieku. Dorastający Bogusław w pewnym momencie dostrzegł, czternaście miejsc za sobą, dziewczynę. “Dziewczynę?” – zapytacie. “Dziewczynę, tak” – odpowiem. W końcu krew nie sługa, serce nie woda, a hormony nie pokemony… czy jakoś tak.
Dziewczyna miała jasne warkoczyki i dwa duże piegi na nosie. Gdy Bogusław na nią patrzył, czuł ciepło rozlewające się wprost z klatki piersiowej na resztę ciała. I to ciepło szło coraz dalej i dalej, aż osiągnęło pewnego dnia koniec języka i ślinę na nim, co przełożyło się na pierwsze niezdarne słowa mające na celu zawiązanie relacji.
– Chcesz jabłko? – krzyknął do właścicielki warkoczyków Boguś.
– Dzięki, mam swoje – odkrzyknęła.
Było to prawdą. Mimo że Kolejka robiła się coraz dłuższa (wówczas ciągnęła się od Bogusławic aż do Rychwała), Adam Iwański nadal dbał o zaopatrzenie wspólnoty w produkty żywnościowe, odzież, leki i inne potrzebne przedmioty.
– A może chcesz kawałek żebra? – Nie poddawał się Bogusław.
– Dzięki, mam swoje – usłyszał odpowiedź.
Jak łatwo się domyślić, edukacja chłopca mocno wpłynęła na jego zdolności nawiązywania kontaktów. Przez najbliższy tydzień Bogusław zastanawiał się tylko nad jednym: zadaniem pytania w taki sposób, żeby wykluczyć odpowiedź “Mam swoje”. Zrezygnował z pytania o imię, kolor oczu, pochodzenie, zainteresowania. W końcu postanowił zapytać o coś zupełnie oderwanego od spraw materialnych, a wymyślone pytanie uznał nie tylko za najlepsze, ale również za godne, takie, którym zyska uznanie w oczach wybranki serca. Zebrał się zatem w sobie i po kilku dniach milczenia krzyknął czternaście miejsc dalej:
– Jak myślisz, kiedy Jezus Chrystus przyjdzie do Bogusławic?
– W dupie to mam, mam swoje plany!
Bogusław był w szoku. Jak można mieć w dupie przyjście Chrystusa? Pocieszył go facet stojący przed nim, czterdziestoletni na oko, pan Miecio.
– Nie przejmuj się Boguś. Dziewczyna chce zrobić karierę i tyle.
– Jak to, karierę?
– Kolejka od dobrych kilku lat znajduje się w centrum zainteresowania mediów. Przychodzą zatem tutaj takie różne osoby, próbujące ogrzać się w blasku fleszy i reflektorów. Jeśli postoją wystarczająco długo, to mają szansę wystąpić w programie “Taniec w kolejce”, “Kolejkerzy”, a kto wie, może nawet zagrać w serialu “Na Kolejkowej” albo “Cierpnąc od kolejki”.
– To podłe – oburzył się Bogusław.
– Nie mnie to oceniać. – Pan Miecio wzruszył ramionami. – Ani tobie, mówiąc szczerze. Jezus ich oceni, gdy przyjdzie.
Bogusławowi z jednej strony zrobiło się smutno, z drugiej wizja Jezusa, oceniającego na sądzie ostatecznym zachowanie dziewczyny, bardzo go pocieszyła. Zresztą po kilku latach dalszego oczekiwania w świętym ogonku, zupełnie zapomniał o dziewczynie, czasem tylko, kiedy spał na stojąco, ściśnięty pomiędzy ludźmi w kolejce, śniły mu się dwa duże piegi wesoło baraszkujące ze sobą na niewielkim i śmiesznie zadartym nosie.
Co jakiś czas młody Bogusław przesuwał się w kolejce. Dreptał kilka kroków i zatrzymywał się centymetry od pleców pana Miecia obciągniętych, w zależności od pory roku, materiałem bawełnianej koszulki, wełnianego swetra czy goretexem szwedzkiej kurtki nieprzemakalnej (darczyńcy ze Skandynawii byli zawsze najhojniejsi). Wychowanek kolejki nie wiedział jak to się dzieje, że zyskuje kolejne miejsca, ale cieszył się, że będzie bliżej Jezusa, gdy ten zstąpi na tę ziemię i odnowi jej oblicze.
Któregoś mroźnego ranka chłopak obudził się z drzemki, aby spostrzec, że przed nim stała obca osoba, niska matrona w futrze.
– A gdzie pan Miecio? – spytał Boguś.
– Widzi się z Jezusem.
– Jak to, Pan nasz przyjął go do siebie poza kolejnością? To oburzające!
– Ano, na to wygląda. Że przyjął.
Osoby stojące za Bogusiem wyjaśniły mu, że Miecio umarł. Nad ranem zabrali go wolontariusze Iwańskiego, którzy roznosili ciepłe napoje, koce i lekarstwa. Chłopak bardzo się zmartwił: najpierw skompromitowana dziewczyna, teraz bliska mu osoba, którą jako jedyną mógł tutaj nazwać przyjacielem. Został mu już chyba tylko sam Jezus Chrystus.
W istocie wydawało się, że tak właśnie się stało. Mimo że skład osobowy kolejki ciągle rotował, Boguś starał się nie oglądać za siebie i nie dostrzegać niczego poza plecami kobiety w futrze. Nie nadążał, a może nie chciał nadążać, za wciąż zmieniającymi się twarzami, za wiekiem, za kolorem włosów, za ubiorem, postawą, długością rąk, nóg, palców u dłoni. Kolorowy strumień osób płynął przed jego oczami, Vistula of humans, Oder hominum, Warta ludzkości. Bogusław nie zwracał na to uwagi, często po prostu stał z zamkniętymi oczami i modlił się do jedynej bliskiej mu osoby: "Jezu łaskawy w kolejkowym kościele, zwracam się do Ciebie, Ty jeden przynosisz mi nadzieję. Przedstawiam Ci, Jezu, wszystkie troski mojego serca: marzenie o dziewczynie z włosami w kolorze złota oraz z panem Mieciem na rozmowę ochota. Z pokorą i wielką ufnością, modlę się do Ciebie, bo Tyś mą jedyną miłością".
Ludzie już nie tylko żegnali się w ramach codziennych modlitewnych aktów; po kilkudziesięciu latach czekania coraz więcej z nich po prostu żegnało się z życiem. Nieśmieszne, wiem, ale tak właśnie było. Inni porzucali kolejkę, wyrywani z niej przez agresywną codzienność, intensywną szarość codziennego dnia, czy zaborczą nudę rozkładającą duszę od środka. Na ich miejsce przychodzili nowi i tylko Bogusław wciąż trwał. Już nie dziecko, nie młodzieniec nawet, a mężczyzna w średnim wieku, który całe życie spędził w kolejce.
W czterdzieste drugie urodziny Boguś usłyszał za plecami rozmowę o Adamie Iwańskim.
– Dlaczego nasz dobroczyńca nigdy się nie pojawia osobiście?
– Bo tak naprawdę go nie ma.
– Jak to nie ma?
– Normalnie, nie istnieje.
– Umarł?
– Nie, nigdy go nie było, to wymysł Żydów, którzy chcą nas pognębić. Chcą, żebyśmy stali bezczynnie w kolejce, zamiast pracować na swoje zbawienie.
– Ale przecież, stojąc w kolejce, mniej grzeszymy.
– Powiedz to Jezusowi, kiedy przyjdzie.
– Więc wierzysz, że jednak przyjdzie?
– Aaaa, sam już nie wiem, w co mam wierzyć.
Zasadniczo Boguś też nie wiedział, ale jaki miał wybór? Stał w kolejce od urodzenia, to było jedyne życie, jakie znał. Gdzie miał pójść, co miał ze sobą zrobić?
Rozmów o Adamie Iwańskim słyszał jeszcze wiele. Niektórzy twierdzili, że Adam to sztuczna inteligencja, po angielsku: “Artificial Intelligence”, na co miały wskazywać jego inicjały. Inni twierdzili, że musi być masonem. Jeszcze inni mówili, że z pewnością jest wysłannikiem zgniłej, zachodniej ideologii. Bogusław nie wiedział, kim naprawdę jest Adam. Wiedział za to kim jest Jezus, na którego czekał w kolejce.
Okrycie matrony, która stała przed nim, po kilku latach kompletnie wyliniało. Ona sama nie zniosła trudów oczekiwania i pewnego wieczoru jej martwe ciało zabrali wolontariusze Adama, odziani w kombinezony z inicjałami A.I. Po tym wydarzeniu Boguś już całkowicie zamknął się w sobie. Modlił się do Jezusa, wspominał Miecia i dziewczynę, śnił o włoskach futra delikatnie miziających mu twarz w trakcie odpoczynku na stojąco. Nawet się nie zorientował, że jest pierwszy w kolejce, dopóki nie przyszedł Jezus Chrystus.
Jezus był odziany w biel, czy może sam był bielą. Takim kolorem, który jest matką wszystkich kolorów, czystym pięknem i piękną czystością. Zbawiciel miał spadające na ramiona miedziane włosy i brodę o nieco ciemniejszym kolorze, kontrastującą z jasną szatą. Jego oczy przywodziły na myśl przelewające się wody oceanów; Bogusław, kiedy zajrzał w te oczy, pomyślał o pierwszych dniach tworzenia świata, dźwigania kontynentów z wody i zapełniania ich życiem.
Mrugnął i wtedy zobaczył coś wielce osobliwego. Naprzeciwko niego stał człowiek w czapce i kożuchu, opatulony brązowym szalikiem. Za tym człowiekiem zaś rozciągała się jak okiem sięgnąć kolejka innych ludzi: od Bogusławic przynajmniej do Ostrowa Wielkopolskiego. Jezus zwrócił spojrzenie na szalikowca, ten zaś krzyknął z całych sił:
– Pan tu nie stał!
Bogusław zreflektował się, że ten oto uzurpator walczy o uwagę Zbawiciela, o odebranie łask, przynależnych Bogusiowi od urodzenia, niemalże od poczęcia, a może jeszcze wcześniej – od momentu, kiedy myśl o nim powstała w głowie jego błogosławionej matki. Skurwysyn, zabierze mu Chrystusa na zawsze.
Jezus spojrzał na obu mężczyzn, a na jego klasycznie pięknym obliczu odmalowała się zaduma, aż miedziane włosy uniosły się nieco od świętego westchnienia.
– Faktycznie nie stałem – powiedział i uniósł się wprost do nieba wśród dźwięków harf, trąb oraz innych instrumentów szarpanych oraz dętych.
Niektórzy świadkowie tego zdarzenia twierdzą, że anielskie chóry odśpiewały jeszcze “Idźcie w pokoju Chrystusa”, nie ma jednak zgody, czy faktycznie tak się stało.