Wczoraj przywieźli nowego zwierzaka. Pan Godson wyjął go z klatki, pokazał mi i powiedział, że to jest kruk. Bardzo ładny, tylko trochę przestraszony. Jeszcze się nie przyzwyczaił. Mamy tutaj dużo ptaków, ale głównie papugi. Oprócz tego żyją u nas inne zwierzęta, na przykład ośmiornice, małe świnki i szczury. W ogóle jest dużo klatek, są też takie pojemniki ze szkła i pan Godson mówi, że to są akwaria. Wewnątrz mieszkają nasze ośmiornice. Jakie one są śmieszne! Potrafią otworzyć słoik, jeśli w środku jest coś do jedzenia.
Kiedyś lubiłem im pukać w szybę, ale wtedy pani Ekans bardzo się denerwowała i potem wszyscy rozmawiali za taką dużą, przeźroczystą przegrodą. Pan Godson był cały czerwony i bardzo machał rękami. Przypatrywałem się, co to może znaczyć, ale nie poruszał nimi tak, jak mówi ze mną, tylko tak trochę bez sensu. Właściwie to nie powinienem tak myśleć, bo pan Godson jest bardzo mądry i jak coś robi, to na pewno musi mieć sens. Tylko, że ja nie rozumiałem.
W sumie nic dziwnego. Ja jestem trochę niemądry. A właściwie to bardzo. I nie umiem normalnie mówić, taki się urodziłem. Używam języka migowego. Tak mi powiedział pan Godson. To jest bardzo ładna nazwa: język migowy. Zapamiętałem ją.
Po tym, jak pani Ekans się denerwowała, obiecałem nie pukać więcej w szyby. Ona i tak najbardziej lubi ośmiornice, ja wolę szczury, a przecież one są w klatkach. Pan Godson mówi, żebym się nimi opiekował. To jest bardzo fajne! Z kuchni przywożą nam na takim metalowym stoliku z kółkami różne jedzenie. Ono jest dla szczurów. Ziarno, małe kawałki sera, miód, gotowane mięso. To jedzenie jest w nagrodę i bardzo dobrze smakuje. Wiem, bo kiedyś spróbowałem, ale pan Godson skrzyczał mnie rękami, że tak nie wolno. Wtedy też był czerwony na twarzy. Potem się uspokoił i wytłumaczył, dlaczego. Do tego jedzenia może być dodany preparat. Tak powiedział. I potem szczur może zasnąć albo coś takiego. Żebym nie jadł tego nigdy więcej, bo może mi zaszkodzić. Mam tylko karmić, po tym, jak się zapali czerwona lampka. To nie jem, tylko robię, co trzeba. Bo tak mi powiedział pan Godson, a ja go bardzo kocham.
W ogóle on jest dla mnie bardzo dobry. Moją mamę zabili bandyci. Tata nieznany. Straszna historia. Długo płakałem przez to. I pan Godson wziął mnie pod opiekę. Co ja bym bez niego zrobił?
Dla mnie w laboratorium pan Godson jest najważniejszy. Szczury też są fajne, ale jeszcze nie wspomniałem o Julii. Ona jest szympansem. To samica. Na początku nie bardzo rozumiałem, co znaczy to słowo. Zapytałem pana Godsona i on mi wytłumaczył. Wtedy spytałem go, czy pani Ekans to też samica. Odpowiedział, że w zasadzie tak, ale lepiej, żebym jej tego nie mówił, bo ona się o byle co złości. Potem bardzo się z tego śmiał. Nie wiedziałem, dlaczego, ale też zacząłem, bo skoro on się śmiał, to na pewno było bardzo śmieszne! Tylko ja nie rozumiałem, bo jestem taki głupi i niemądry. Ależ było wesoło!
Jeśli chodzi o Julię, to bardzo ją lubię. Teraz jest jeszcze młoda i mam nadzieję, że jak będzie starsza, to nie stanie się taka, jak pani Ekans! Nie wiem, czy wszystkie samice takie są, ale mam nadzieję, że nie. Nie chciałbym, żeby się o wszystko złościła. Przynajmniej nie będzie mówić z panem Godsonem za przeźroczystą przegrodą, bo ona nie umie mówić, nic a nic. Ani normalnie, ani rękami. Myślę, że to trochę szkoda.
Za to Julia bardzo lubi się ze mną bawić. Pan Godson czasem robi zawody. Zakłada nam na głowę takie śmieszne rzeczy z kabelkami i każe układać różne klocki albo naciskać przyciski z kolorowymi światełkami. To jest bardzo fajne. Ja zawsze wygrywam.
Julia lubi też ze mną tańcować. Szczególnie wieczorem, jak wszyscy w laboratorium już skończą pracę, to czasem robią tak, że schodzą się do nas i jest wesoło. Wtedy zawsze zakładam taką skórzaną kurtkę z narysowanym zwierzęciem, które ma rogi na głowie. Pan Godson powiedział mi, że to jest logo. Zapytałem, czy tak się nazywa to zwierzę. On mi na to, że nie, a to zwierzę nazywa się byk. Powiedział, że to jest znak jego ulubionego klubu i dlatego mi kupił tę kurtkę. Nie bardzo to wszystko rozumiem, ale chyba to znaczy, że jestem w ulubionym klubie pana Godsona, a to jest bardzo dobrze. Jak mi ją dał pierwszy raz, to zapytałem go, czy to jest nagroda dla mnie. Powiedział rękami, że tak. Byłem bardzo szczęśliwy!
Z radości przytuliłem Julię i zaczęliśmy razem tańcować. Wszyscy bili brawo, krzyczeli. Ależ był ubaw! Pan Godson tak się śmiał, że aż się popłakał. Nie rozumiałem tego, bo na początku myślałem, że płacze, bo jest smutny, a ja zrobiłem coś nie tak. Jednak pan Godson powiedział mi, że wręcz przeciwnie i jest ze mnie dumny. Potem któryś z techników napisał coś na kartce i przykleił mi to na plecach. Zapytałem pana Godsona co to znaczy, bo ja się nie rozeznaję w tych znaczkach. To odpowiedział, że tam jest napisane "chłopak z laboratorium". I że on się z tym całkowicie zgadza. Jaki ja byłem dumny! Jestem chłopakiem z laboratorium! Dlatego teraz często tańcujemy z Julią i wszyscy są uśmiechnięci. Nawet pani Ekans.
A w ogóle, to Julia była ostatnio bardzo ważna. Często przychodzili do niej tacy ludzie, których wcześniej nie widziałem. Mieli białe fartuchy. Przynosili różne dziwne sprzęty i przykładali je do ciała Julii. Czasem wbijali jej igły i w małych przedmiotach z plastiku pojawiała się krew. Martwiło mnie to, ale pan Godson mówił wtedy rękami, że tak musi być. Głaskał mnie potem po głowie i nawet dał czekoladę na uspokojenie. Jak ja lubię jeść czekoladę. Pan Godson jest super!
Dziś rano chyba coś się zmieniło, bo przestali wbijać igły, tylko rozstawili duże, błyszczące urządzenia z kolorowymi ekranami. Niedawno założyli Julii strój z kabelkami, taki, jaki mamy do zabaw, patrzyli na ekrany i długo ze sobą rozmawiali. Czasem robili się przy tym nerwowi, pukali palcem w wykresy, krzyczeli i bardzo machali rękami. Też nic z tego nie rozumiałem.
Pan Godson powiedział mi, że dzisiaj jest bardzo ważny dzień, bo zaczynają pierwszą sesję z Julią. Że dzisiaj mamy sobotę i to jest bardzo symboliczne. Nie rozumiałem, co to wszystko znaczy, więc pan Godson uśmiechnął się i wytłumaczył, że chcą, żeby Julia była dużo mądrzejsza, niż do tej pory. To ma być coś, co nazwał eksperymentem. Próbował potem tłumaczyć takimi trudnymi słowami, że się pogubiłem. W końcu westchnął i powiedział, że oni tak jakby jej włożą wiedzę do głowy i Julia będzie dużo wiedzieć i rozumieć. To go zapytałem, czy to tak, jak technicy wrzucają ziemię łopatą do dziury. Głośno się śmiał, ale stwierdził, że w pewnym sensie. I jeszcze dodał, że chcą, żeby po pierwszym dniu Julia już umiała mówić rękami. Byłem zachwycony! Mógłbym z nią w końcu porozmawiać, a ja lubię Julię. Powiedział też, że jeśli uda się z Julią, to będzie wielki dzień dla ludzkości. Nie wiem, co to znaczy, ale już nie pytałem. Na końcu powiedział, że ja też przez to będę w przyszłości mądrzejszy. To byłoby super, bo teraz jednak jestem trochę głupi.
Pani Ekans postanowiła nakarmić Julię przed tym wszystkim. Widziałem, jak zniknęła za drzwiami i przyniosła jej jabłko. Julia trochę ugryzła, ale zdaje się, że z nerwów nie była głodna, bo resztę podała mnie. Ja bardzo lubię jabłka, więc zjadłem całe, a nawet trochę się zakrztusiłem ogryzkiem.
Widziałem, że pan Godson był bardzo zły na panią Ekans. Znowu głośno krzyczeli na siebie za przeźroczystą przegrodą. Kiedy wrócił, zapytałem go, dlaczego się rozzłościł. Powiedział mi, że pani Ekans lekceważy procedury, bo Julia miała nic nie jeść przed zabiegiem. To go pocieszyłem, że w sumie to ja zjadłem prawie całe to jabłko, a Julia tylko ugryzła. Spojrzał na mnie jakoś dziwnie. Długo patrzył i nie był zadowolony, a ja nie wiedziałem, dlaczego. Potem już nic nie mówił, tylko poszedł sobie i trzasnął drzwiami.
W końcu ukłuli Julię igłą w ramię, położyli na łóżko i gdzieś wywieźli. Pani Ekans też wyszła. Zostałem sam ze szczurami, to się trochę z nimi pobawiłem, ale tak naprawdę nie umiałem przestać myśleć o Julii. Przez cały dzień było bardzo nudno, tylko jeden pan z laboratorium przyszedł nakarmić zwierzęta w klatkach.
Siedziałem długo i patrzyłem przez okno. Na dworze rosły różne drzewa, wiatr ruszał ich gałęziami, a w końcu zaczęło padać. Było mi smutno i martwiłem się, czy wszystko się uda. Próbowałem sobie tłumaczyć, że ktoś tak mądry jak pan Godson na pewno się nie pomyli i będzie dobrze.
Wieczorem przywieźli Julię. Na początku trochę spała, a potem się obudziła. Pan Godson był bardzo zmęczony, leżał na takim przenośnym łóżku z zamkniętymi oczami. Pani Ekans chyba musiała zejść na dół.
Patrzyłem na Julię. Była bardzo smutna. Po buzi płynęły jej łzy.
– Witaj, Julio – powiedziałem do niej rękami.
– Dzień dobry… – Jej palce poruszały się jeszcze nierówno i niewprawnie.
– Dlaczego płaczesz?
– Bo… zrozumiałam kim… C Z Y M jestem. – Ręce Juli drżały.
– To znaczy? – zdziwiłem się.
– Pojęłam, że jestem szympansem…
– Dlaczego cię to martwi, Julio? – zapytałem. – Przecież ja też jestem szympansem. Twoim chłopakiem z laboratorium. Pan Godson zrobi kiedyś tak, że oboje będziemy bardzo mądrzy. Zobacz, nauczył mnie mówić i trochę rozumieć to wszystko dookoła. I ciebie teraz też. Jeszcze będziemy bardzo szczęśliwi. Zobaczysz. Taki on już jest, ten nasz dobry pan.
– Kocham cię, Romeo.
– Ja też cię kocham, Julio.
Przytuliłem ją. Zeszła z łóżka i zaczęliśmy tańcować.
A za oknem laboratorium padał deszcz.