Na południowym trakcie droga nie należała do najprzyjemniejszych. Drogi były rzadko uczęszczane toteż o karczmę było stosunkowo trudno. Bohdan był już zmęczony i przede wszystkim spragniony. Wyruszył miesiąc temu po skończeniu swojego szkolenia jak i edukacji w zakonie paladynów. Zakon szkolił dzieci od lat 5 które następnie przez 11 lat żyły i pracowały w tym miejscu. Po ukończonej edukacji każdy był przygotowany do walki i piśmienny. Ostatnimi czasy każdy z absolwentów otrzymywał również zbroję z przygotowanymi runami które pomagały w walce z uzbrojonymi w broń palną przeciwnikami.
Podróżując tym rzadko uczęszczanym traktatem Bohdan miał okazję podpytać o najbliższą karczmę. Miał w planach zagościć w niej pod wieczór, jeszcze przed zachodem by nie spędzać tym razem nocy pod gołym niebem. Podróż na południe była spowodowana głównie chęcią zaangażowania się w wyprawy w których mógł służyć mieczem jak i nawracać innowierców, co było nadrzędnym zadaniem każdego paladyna. Po drodze jednak parał się każdą pracą, a to pomógł przy żniwach, a to obił mordy zbójom.
Śłońce chyliło się ku zachodowi kiedy w oddali ujrzał budynek który miał się okazać upragnioną oberżą. Wszedł przez przymałe drzwi (biorąc pod uwagę, że były to drzwi wejściowe).
– Witajcie – rzekł Bohdan
– Czego Ci trzeba podróżny, mamy najlepsze żarcie po tej stronie świata, a i piwo takie, że od razu kołysze po nim – odrzekł rubasznie uśmiechając się gospodarz.
– Zacznijmy od piwa w takim razie, co do mięsa to dajcie co tam macie dziś dobrego i świeżego
– Panie u mnie wszystko świeże, zaraz podam.
– A pokój wolny na noc znajdzie się dla mnie ?
– Oczywiście Panie, że tak, nocą to strach podróżować, szczególnie samemu.
– Ja się nie boję przyjacielu, ale noc chce spędzić dla odmiany w łóżku.
– Oczywiście, zaraz można obaczyć, że nie ma z Tobą żartów.
Siadając minął dwie kapłanki ubrane w brunatne szaty, z pewnością służyły w pobliskiej świątyni możliwe że jako uzdrowicielki. Ich widok nie był niczym nietypowym w tych stronach, czego nie można powiedzieć o jegomościu siedzącym w kącie pokoju. Ubrany był w fikuśne żółte szaty które wyglądały na nim trochę jak worek. Całkowicie łysy. niski i żółty. Innowierca, Bohdan po nauce w zakonie miał można to rzec, zakorzenioną nienawiść do tych ludzi. Innowierca prawdopodobnie przybył zza morza.
Na wyspach żyli mnisi zajęci uprawą przypraw korzennych i różnego rodzaju ziół tak bardzo potrzebnych do wytwarzania różnego rodzaju medykamentów. Dużo eliksirów wytwarzanych było również na samych wyspach przez co eksport z regionem stu wysp kwitł w najlepsze. Oczywiście początki tej współpracy nie były takie proste i oczywiste. Nawarra na początku nie chciała handlować z wyspami tylko wyspy po prostu podbić. Okazało się jednak bardzo szybko, że jest to niemożliwe przynajmniej nie przy obecnej myśli technologicznej. Region sto wysp cechował się bowiem tym, że wybrzeża wysp były fiordami toteż przy przepływających obok statkach ostrzał był banalnie prosty. Kolejną sprawą są częste sztormy z których wtedy jeszcze Nawarryjczycy nie zdawali sobie sprawy. Do teraz zresztą przed wypłynięciem kapitan statku pyta się przedstawicieli wysp o wskazówki dotyczące tego kiedy wypływać. Uważa się nawet, że za sztormy odpowiedzialni są wysocy mistycy wysp. Dlatego też chwilowo zawieszono plany ekspansji na wyspy.
Bohdan oczywiście nie przeszedł obojętnie
– Co robisz tak daleko od swej budy psie – przyjemnie zaczął rozmowę. – Jesteś pewien, że powinieneś jeść ze stołu ? Myślałem, że jecie jak psy.
Mimo oczywistej zaczepki nieznajomy dalej milczał przez co jeszcze bardziej rozsierdziło Bohdana.
– Nie nauczyli was mówić ? Może masz racje nie powinieneś się nawet do mnie odzywać, gardzę Tobą
Po tym komentarzu paladyn odszedł do swojego stolika który był jednak dalej w pobliżu nieznajomego. Wkrótce gospodarz przyniósł mu jego jedzenie i nareszcie mógł nacieszyć się spokojem i pełnym żołądkiem. Ciesząc się beztroską nie zauważył nawet gdy do lokalu weszło siedmiu podróżnych. Przy wesołych śmiechach usiedli w rogu sali. Nie umknęło jednak Bohdanowi, że nawet jak na podróżnych w tych czasach mieli dosyć dużo broń. Każdy z nich miał przy sobie kawałek stali, a dwóch posiadało arkebuzy. Nie był to raczej podstawowy ekwipunek podróżników. Można powiedzieć, że już wtedy Bohdan spodziewał się, że sprawy mogą przybrać niezbyt optymistyczny dla niego przebieg. Po dłuższej chwili wesoła kompania postanowiła dosiąść się do kapłanek. Określenia i uwagi przybyszy stawały się coraz głośniejsze i coraz bardziej chamskie.
-Kurwa, czemu akurat mi muszą trafiać się tego typu awantury. – zaklął cicho paladyn
– Panowie dajcie spokój Paniom przecie widzicie, że są strudzone – zaczął
Grupa cicho zaśmiała się. Jeden z mężczyzn stosunkowo mały, ale dosyć barczysty facet wstał i podszedł do Bohdana.
– Rycerzyku odpuść sobie, my tylko trochę się z nimi podroczymy, jak nie będą głośno krzyczeć i mocno się opierać to nic im się takiego nie stanie. Powinny być nawet zadowolone w końcu nie mają takich atrakcji w zakonie. – powiedział krępy jegomość
– Nie pozwolę na to – z nutą powątpiewania w głosie odrzekł
Od razu zobaczył jak najbardziej oddalony z całej bandy wyciągnął arbaluz. Bohdan miał na sobie runy, ale z takiej odległości nie było szans żeby w jakikolwiek sposób zadziałały. Zresztą nawet gdyby zadziałały to pozostała szóstka przed wyciągnieciem miecza zaszlachtowała by go jak prosię.
– Cóż koleżko w takim układzie będziemy musieli się Ciebie pozbyć.
Trzech najbliższych wyciągnęło miecze.
Bohdan przeklinał się w myślach za lekkomyślność i głupotę przy próbie ratowania z opresji kobiet których nawet nie znał. Wiedział, że arbaluz za chwilę wypali, jednak nie spodziewał się, że ocali go innowierca. Zanim pistolet wypalił nieznajomy wykonał zaklęcie, a właściwie sztuczkę która odepchnęła strzelca i wytrąciła z równowagi po wypaleniu karczmarz mógł co najwyżej cieszyć się z okna na świat zrobionego w dachu. Zanim jeszcze reszta bandytów zdążyła zareagować innowierca wyrzucił dwa sztylety w najbliższych wrogów. Bohdan zareagował błyskawicznie, wyciągnął miecz, przeciął najbliższego przeciwnika z drugim arbaluzem, następnie zawinął mieczem i starł się z kolejnym drabem. Jako paladyn potrafił dobrze walczyć toteż nie stanowiło dla niego problemu sparowanie niezbyt wprawnego ciosu i wyprowadzenie szybkiego cięcia. Szanse szybko się wyrównały. Wyspiarz wyciągnął swoje ostrze i ruszył na pozostałych bandytów. Miał dziwny sposób walki, ale jak okazuje się skuteczny, uniknął nadchodzącego ciosu jednocześnie nabijając przeciwnika na swoje ostrze wykorzystując siłę z jaką napastnik uderzał. Przekręcił się, odepchnął magią nacierającego na niego człowieka i oddzielił mu głowę od szyi. Bohdan, bez większego wysiłku pozbył się ostatniego wściekle szarżując na przeciwnika. Walka dobiegła końca.
– Dziękuje Ci, tylko dzięki Tobie żyje. – rzekł paladyn
– Nie ma o czym mówić, gdybyś szybko nie zareagował też byłoby ze mną słabo – odpowiedział nieznajomy
– Narażałeś się dla mnie mimo, że ubliżyłem Ci bez żadnej przyczyny zaciągnąłem dług który muszę spłacić. Czy może chociaż wyjawić mi swoje imię? – zapytał
– Jestem Tieguai i naprawdę nie ma o czym gadać – odrzekł