Kiedy w 2003 roku na ekranach kin zagościł film Ronny’ego Yu, wiele osób odetchnęło z ulgą. I nie chodzi o to, że epickie starcie między Freddym a Jasonem okazało się spełnieniem marzeń. Hollywoodzki przebój zwieńczył trwające dobrą dekadę zmagania z tematem.
Witold Vargas
PRZEPIS NA IDEALNEGO BOHATERA
Na imię miał Wania. Urodził się na wschodzie, z wyraźnym deficytem intelektualnym. Poza tym był słaby, krnąbrny, leniwy. I w dodatku żarłoczny: ziemniaków, które pożerał wiadrami, starczyłoby dla całej wsi. Nikt go nie lubił.
Marek Starosta
PRZYSZŁOŚĆ GASTROBANKOWOŚCI
Nieodżałowany Anthony Bourdain w swoim komiksie „Dorwać Jiro!” wieszczył czasy, gdy gastronomia zdominuje inne dziedziny rozrywki. Ludzie zamiast chodzić do kina, czy do teatru, częściej będą wybierać gwiazdkowe restauracje, w księgarniach kupować przede wszystkim książki kucharskie, a największymi celebrytami staną się szefowie kuchni. Co stałoby się z ekonomią w takim świecie? Otóż niewykluczone, że oparta byłaby na serze. A w naszej rzeczywistości nie brak przykładów, jak mogłoby to wyglądać (i już wygląda!).
Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz
DUCHY WIELKIEJ WOJNY
Choć dziś patrzymy na 11 listopada z perspektywy stulecia odzyskania niepodległości przez Polskę, to jednak nie można zapominać o tej drugiej rocznicy; o końcu konfliktu zbrojnego, który pochłonął ‒ według różnych szacunków ‒ od 15 do 19 milionów ofiar, w tym od 600 tys. do miliona Polaków, żołnierzy zaborczych armii i cywilów.
Ponadto w numerze:
– wywiad z reżyserem Dario Argento;
– opowiadania m.in. Nancy Kress i Jakuba Małeckiego;
Oho! Widzę, że Orbitowski skomentował w tym numerze forumową dyskusję o poprzednim wydaniu ;)
Listopad… Ogólnie nie przepadam. Ale tym razem listopad niezwykły – setna rocznica odzyskania niepodległości. Co widać (a raczej można przeczytać) w numerze. Bo i wstępniak RedNacza, i felietony Ojca Redaktora i Kołodziejczaka, i recenzja komiksu „100 na 100” (muszę mu się bliżej przyjrzeć). Ładnie się to wszystko zazębia! Nawet bardzo ładna okładka, choć z innej bajki, to jednak mimowolnie na temat.
A poza tym? Na szczęście krzywa jakości pnie się ostro w górę. Wszystkie opowiadania ciekawe, bez utworów „niejadalnych” (złośliwie powiem – bo nie ma fantasy?).
Zaczynamy od polskich, w niektórych z nich też historia Polski mocno rezonuje.
„Niedaleko” Jakuba Małeckiego – weird fiction, zdaje się. Albo horror. Co by to nie było, klimacik jest. I choć autor pytania tylko zadaje, na żadne nie dając odpowiedzi, czyta się nieźle.
„Raz, dwa, trzy…” Tomasza Duszyńskiego – Powstanie Warszawskie? Ileż można? To było moje pierwsze wrażenie. Ale że można, do tego niestereotypowo i całkiem ciekawie, przekonuje właśnie to opowiadanie. Nie wszystko mi się podobało (ta książka o elfach, krasnoludach i orkach to „Hobbit”?), tym niemniej – czytałem z ciekawością.
„Nowy świt” Aleksandry Radlak – to znowu coś ciekawego. Trochę eksperyment formalny (sporo cytowanej poezji), trochę skoki w czasie wstecz i w przód, podlane sosem historyczno-legendarnym. Jak zauważył „mc”, można się w fabule zagubić, ale warto przebrnąć. Wyjątkowo niebanalna wizja. Ale tu muszę zacząć staruchowanie – kopie były bronią jednorazową. Łamały się po użyciu i nie dało się ich „wyrwać z chrzęstem” z ciał wrogów i użyć ponownie. Mam też wątpliwości co do karakolu – to nie była ulubiona taktyka polskiego wojska i, zdaje się, pod Chocimiem (bo tak rozpoznałem bitwę z tekstu) jej nie stosowano. Ale tego pewien nie jestem.
„1942” Jakuba Tyszkowskiego – hm, a tu uważam, że autor przedobrzył. Za dużo grzybów w barszcz wrzucił. Bo i Niemcy, i Ukraińcy, i wodnica, i sam diabeł Boruta nawet. Trochę kalejdoskop, a do tego zakończenie mi kompletnie nie podeszło. Bo to zakończenie niczego nie kończące, niestety. Choć samo opowiadanie całkiem, całkiem…
„Droga Saro” Nancy Kress – widać pióro wytrawnego zawodowca. Czyli autorka prowadzi nas za rączkę do konkluzji – „choćby nie wiem co się działo, dzieci zabijać nie wolno”. Pod czym mogę się podpisać wszystkimi kończynami. Ale… Ale po głębszym zastanowieniu, świat opowiadania zaczyna mi się rozłazić w szwach – po cholerę byli ci dziecięcy zakładnicy? Co porywacze chcieli nimi ugrać? Bez sensu! Dalej – „bezinteresowna pomoc braci w Rozumie” nam, którzy socjalizm jeszcze pamiętają, automatycznie włącza głośny alarm. I takie zdanie: „może kiedyś, za wiele lat, praca albo ludzie albo kosmici zmienią się na tyle, że będę mogła wrócić do domu”. Czyli: wszyscy są fajni, tylko się nie rozumieją, czas zaleczy rany. Nie szukając daleko i sięgając do historii Polski – powstańcy styczniowi czy warszawscy zapewne gorąco by przeciw takiej postawie zaprotestowali.
„Księżyc to nie pole bitwy” Indrapramita Dasa – po fantastyce „irackiej” (autor owego opka to jednak nie Irakijczyk, a prawdziwy obieżyświat) z numeru poprzedniego, czas na fantastykę hinduską. Pomysł może i nie najnowszy („wybrańcy” odrzuceni po powrocie w domowe pielesze), za to na arcyciekawym tle kultury i bliskiej przyszłości Indii. Nietypowe, a przez to ciekawe!
„Ołowiany lotnik” K. A. Tieriny – jak zauważył „mz”, widać wyraźne podobieństwa do świata „Blade Runnera”. Ale ja w prozie rosyjskiej zawsze szukam odniesień do przeszłości, które niemal zawsze znajduję. Tu też. Przewodniczący Jakow toż przecież wypisz wymaluj Nikołaj Jeżow. Ciekaw jestem, czy to świadome nawiązanie. No i jak zwykle – mroczny i duszny klimat. Jak to u Rosjan. Uwielbiam!
W publicystyce ucieszył mnie artykuł Starosty o nowych perspektywach badania cząstek elementarnych, bo pięknie uzupełnia ostatnio czytaną przez mnie książkę (co nam dały badania cząstek elementarnych, po co budować nowe akceleratory cząstek, kto ma to zrobić i dlaczego USA). Ten sam autor raczy też ciekawostkami ekonomicznymi na temat jedzenia. I właściwie nie ma się czemu dziwić, że żarcie stanowi coś w stylu „krótkoterminowego złota”. Bo skoro nasz pieniądz jest coraz bardziej umowny, i można go kreować, ile wielcy potrzebują? (patrz – Europejski Bank Centralny). Jak zwykle niezwykle ciekawy Vargas, Haska i Stachowicz przypominają, że 11 XI 1918r, dla całego świata to coś kompletnie innego niż dla nas, trochę zagubieni w swoich wywodach Watts i Kosik. Filmowy horror to nie moja bajka, więc tylko odnotuję artykuł o Freddiem i Jasonie oraz wywiad z Dario Argento. Z felietonu Orbitowskiego dowiedziałem się, że jest ponurym z natury i że czyta wpisy na portalu NF. Czyli i moje wypociny? Strasznie urosłem we własnych oczach ;).
Należy tez odnotować recenzje antologii (yeess!! Antologie są super!) „Fantazmatów” tomu 2 i „Snów Umarłych”, bo – tadam! – sporo w nich portalowiczów: Finkla, Joseheim, Naz, Wybranietz, Lakeholmen , Fun (kogoś na pewno przeoczyłem, sorry!).
No dobra, a teraz czas na baty! „Harty łapią zająca” – co to jest?! I do tego te „harty” aż dwa razy. Godzina klęczenia na grochu!
Zdarzają się i inne „groszki”: „nie podobna” zamiast „niepodobna”, niepotrzebnie wytłuszczona część tekstu, „podłoga usypana śmieciami” – miało być chyba usiana?, i jeszcze parę niezręczności.
Literówek czternaście.
PS. Pozdrawiam Stopkę Redakcyjną, bo dawno o niej nie wspominałem, a tu znienacka wystąpiła w roli Karola Strasburgera :P.
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Aż mi wstyd, że tych “hartów” nie zauważyłem. Jak powiedziałaby septa Unella: “Shame, shame, shame…”. :(
Samokrytyka złożona, łagodzę do klęczenia na fasoli ;).
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Odnośnie cytowania w związku z setną rocznicą niepodległości słów Łupaszki – sugeruję poszukać informacji na temat wydarzeń w Dubinkach.
Kupiłam sobie dziś numer, ale oj, nie mój ci on. “Niedaleko” czytało mi się bardzo dobrze, zaciekawiły mnie oba wątki, wciągnęły tajemnicze zniknięcia i “replay historia”, ale końcówka… no cóż. Zostawiła mnie z poczuciem: “no fajnie, ale po co to wszystko było?”. Trochę rozczarowało, bo sprawnie i interesująco skonstruowane, tylko nic z tego nie wynikło.
Te wszystkie powstańczo-wojenne opowiadania to dla mnie mordęga. Już wolałabym fantasy. Zaczęłam “raz dwa trzy” ale mnie zmęczyło, to przeczytałam sobie zakończenie. Nawet fajne. Ale do dwóch kolejnych o tematyce nawiązującej do historii nie mam siły. Nie lubię i już. Chyba, że ktoś w tym wątku napisze coś, co mnie jednak zachęci i spróbuję się zmierzyć :P
Zerknęłam do zagranicznej. “Droga Saro” – fajny pomysł, ale mnie nie kupiło. Mam tu podobnie jak Staruch. A odstrzelenie koleżanki po to, aby nie zginął kosmita (podobno wróg narodu… tfu, wróg jej rodziny ;)) brzmiało jak nieprawdopodobne naciągnięcie do z góry założonej tezy.
Reszta zagranicznej czeka. Aha:
Orbit, jeśli wątek listopadowy też czytasz, to bardzo się cieszę, że wszystko u Ciebie ok!
Widzę Bello, że jedna się zmobilizowałaś? Super :D!
A co do historii – może jeszcze nie trafiłaś na odpowiednie pozycje? Szukaj, szukaj – historia jest fascynująca!
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Hm, dziwny ten numer, bardzo dziwny.
Duszyński i Małecki – dwa nazwiska, po których można było się spodziewać znacznie więcej, niż się pojawiło w tym numerze.
W przypadku “Niedaleko” Małeckiego… to właściwie dwa przeplecione teksty, które niby można połączyć, ale tak naprawdę są kompletnie osobne. Jeden z nich spokojnie można skasować. Drugi… Pamiętacie może takie opowiadanie w NF (lub NFWS?), w którym bohaterka budziła się na statku, na którym było coraz mniej pasażerów? Ktoś przypomni może tytuł?
“Raz dwa trzy” – ciężkie, naprawdę ciężkie.
“Nowy świt” – zaczyna się fajnie, z ironią na wszystkie strony, a potem nagle zmienia tony i traci rozpęd tak, ze nie doczytałem.
Część zagraniczna – tu znacznie lepiej. “Droga Saro” – mnie się podobało. Bardzo życiowe (odpowiadając na wcześniejsze pytanie co porywacze chcieli ugrać… w realnym życiu tez takie sytuacje nie zawsze są racjonalne). Życiowe problemy, życiowe poplątania, brak czarno-białości. I jak się dobrze przyjrzeć, to jest z tego pewien komentarz do sytuacji społeczno-politycznej.
Księżyc to nie pole bitwy – też dobre, specyficzne, inne.
Ołowiany lotnik – o, to jest solidne. Co prawda zakończenie było do przewidzenia, brakło pewnej dozy niepewności, ale tekst czytało się bardzo dobrze.
I tylko niesmak w związku z wspomnianym już wczesniej cytatem spory.
“Niedaleko” – opowiadanie z rodzaju tych, które świetnie się czyta, ale jednak rozczarowuje. Pole do interpretacji zdecydowanie zbyt szerokie. “Raz, dwa trzy…” przyzwoite. “Nowy świt” nie dla mnie.
Z prozy zagranicznej na duży plus “Droga Saro”, pozostałe dwa dość nużące.